NASCAR ostatnim etapem w karierze Papisa

Max zrealizował swoje marzenie o debiucie w F1, ale nie wspomina zbyt dobrze tego okresu
18.08.0909:50
Mariusz Karolak
2011wyświetlenia

W 1995 roku wypisał czek na 400 tysięcy dolarów - wszystkie pieniądze, jakimi dysponował - aby zapewnić sobie miejsce w zespole Formuły 1. Urodzony we Włoszech Max Papis zrealizował swoje marzenie o debiucie w F1, ale niestety wystartował tylko w siedmiu wyścigach jeżdżąc w ekipie Arrows, która wówczas startowała pod nazwą Footwork. To rozczarowujące doświadczenie wciąż odbija się w jego głosie.

Odebrali moje marzenia, wykorzystali je, a potem wyrzucili. Takie są moje wspomnienia z okresu startów w Formule 1. Brak szacunku do marzeń, jakie miałem jako małe dziecko, do marzeń i pracy, jaką każdy wykonał dla mnie, bym tam trafił - wspomina Papis, który obecnie ściga się w serii NASCAR Sprint Cup. Mam tam jeszcze kilku przyjaciół, ale nie podobał mi się brak okazywania szacunku istotom ludzkim. Tutaj dla odmiany czuję się dużo lepiej, ponieważ uważam się za dobrego człowieka i ludzie mnie takim akceptują. W F1 najpierw patrzyli na zawartość twojego portfela, a następnie na to, czy jesteś synem kogoś sławnego. Jeśli nie spełniałeś żadnego z tych warunków, to dawali ci kopniaka w tyłek i wylatywałeś.

Max był kierowcą testowym w zespołach Ligier i Lotus w 1994 roku. W 1996 roku przeniósł się do Stanów Zjednoczonych i do 2003 roku startował w Champ Car, gdzie wygrał trzy wyścigi. Następnie jeździł w ALMS, A1GP, IndyCar, Grand Am i NASCAR. Dziś ma już prawie 40 lat, mieszka w Północnej Karolinie i jest u schyłku swojej kariery wyścigowej. Teraz ściga się w najwyższej serii NASCAR - Sprint Cup i na torze Watkins Glen zanotował niedawno najlepszy rezultat w karierze na torze drogowym, finiszując na ósmym miejscu. To prawda, że jego najlepsze osiągnięcie na owalu to zaledwie 18 pozycja, ale jak na kierowcę z tak krótkim stażem w najwyższej klasie NASCAR to całkiem niezłe wyniki.

To jest coś, co chcę robić. NASCAR będzie ostatnią rzeczą w mojej karierze sportowej. Już nie zobaczycie mnie ścigającego się nigdzie indziej, poważnie mówię - deklaruje Papis. Może na gokartach, albo w czymś podobnym. Poświęcam swoje całe życie i moja rodzina też się poświęca, zapewniając mi wsparcie. Bez mojej żony Tatiany i moich dzieci nigdy bym nie był w stanie dojść do tego, co teraz robię. Takie momenty jak ten (na Watkins Glen) są małym prezentem - to jakby Dawid pokonał Goliata.

Włoch nie zrobił furory w F1, ale zwyciężał w innych seriach open-wheel i podobnie jak Patrick Carpentier czy Juan Pablo Montoya, którzy po udanych startach w wyścigach samochodów jednomiejscowych przenieśli się do NASCAR u schyłku swej kariery, także Papis czuje się tu dobrze i widać jego entuzjazm w wyścigach stock-car.

Różnica (między F1 i NASCAR) jest taka, że tutaj nie można kupić rezultatów. Trzeba je samemu sobie zapewnić. Człowiek i zespół razem pracują na sukces. W F1 można kupić rezultaty, ponieważ możesz zrobić nowe przednie skrzydło, nowe tylne skrzydło, coś zmienić. Tutaj bardzo dużo zależy od ludzi. Dlatego to kocham, ponieważ nie ma tu usprawiedliwień. Jeśli moi mechanicy źle przygotują auto, to nie będzie jeździć szybko w tym roku. Tony Stewart jeździ takim samym samochodem co ja. Zatem nie ma różnicy pod tym względem i to mi się właśnie podoba.

Źródło: Sports.Yahoo.com

KOMENTARZE

5
Maraz
18.08.2009 12:35
Tytuł poprawiony, bo faktycznie nie był zbyt szczęśliwy.
Dżejson
18.08.2009 12:16
Przecież powszechnie wiadomo, że Kubica jest paydriverem Allianz'a i a Artur Kubica to przecież wielokrotny mistrz świata wyścigów kosiarek :PP
zawias
18.08.2009 12:05
Scanner-ja tez tak odebralem ten tytul. A tak w ogóle, to Kubica pewnie sypnął kasą a JPII był jego krewnym ;-)
scanner
18.08.2009 09:23
Osobiście po tytule newsa spodziewałem się bardziej informacji technicznych, wrażeń kierowcy z jazdy w tych jakże różnych dyscyplinach itp., a nie biadolenia przyszłego emeryta.
LowR
18.08.2009 08:53
Gorzkie doświadczenia. Trochę zbyt uogólnione, bo do F1 niektórzy trafiają bez sławnego taty i pełnego portfela, ale ogólnie niestety trochę racji w tej posępnej wypowiedzi wstępnej.