Buemi nie jest rozczarowany utratą szansy startów w Toyocie

Z kolei Haug twierdzi, że drugiego kierowcę Mercedesa możemy poznać dopiero po świętach
08.12.0911:09
Mariusz Karolak
1864wyświetlenia

Mógł w przyszłym roku być kierowcą Toyoty, ale ta się wycofała, więc zostanie na drugi sezon w Toro Rosso. Sebastien Buemi ujawnił na łamach gazety Le Matin kilka szczegółów związanych z jego niedoszłym transferem.

Nie, nie jestem absolutnie rozczarowany (że zostaję w Toro Rosso). Prowadziłem pewne rozmowy (z zespołem Toyoty), ale to wszystko. To po prostu była dla mnie okazja, jak każda inna. Nie miałem dotychczas żadnych problemów w Toro Rosso - powiedział Szwajcar.

Buemi dodał, że ma ważny kontrakt z ekipą z Faenzy na rok 2010, natomiast na kolejne lata nie ma jeszcze sprecyzowanych planów. Są pewne opcje dla mnie i zobaczymy, jak to się ułoży. Oczywiście miło byłoby wygrać GP, ale muszę być realistą. Jestem członkiem jednego z najmniejszych zespołów w F1. Muszę zdobywać punkty, by pokazać, że jestem atrakcyjny dla lepszych zespołów. Może któryś da mi szansę i wtedy poprowadzę samochód zdolny do wygrywania wyścigów.

Trzeba mieć też trochę szczęścia, znaleźć się w odpowiednim miejscu we właściwym czasie - dodał Buemi, który w tym tygodniu został wybrany sportowcem roku w szwajcarskim regionie Vaud. Kierowca oświadczył także, że świat ujrzy samochód Toro Rosso na sezon 2010 po raz pierwszy na torze w Walencji 30 stycznia, tuż przed rozpoczęciem testów przedsezonowych.


Z innych doniesień serwisu Motorsport.com/GMM warto wspomnieć, że Norbert Haug przestrzegł wczoraj, iż pełny skład kierowców zespołu Mercedes na sezon 2010 możemy poznać dopiero po świętach. Dotychczas w ekipie z Brackley potwierdzony został tylko Nico Rosberg.

Haug powiedział agencji DPA, że zespół Mercedes jeszcze przez jakiś czas musi wytrzymać ze wszystkimi plotkami dotyczącymi tożsamości drugiego kierowcy. Potrzebujemy czasu i nie mogę obiecać, że prezent zostanie rozpakowany przed świętami - stwierdził Niemiec. Z Mercedesem łączeni są głównie Nick Heidfeld i Michael Schumacher.

Źródło: Motorsport.com