Glock: Nie potrzebujesz dużo pieniędzy, by odnieść sukces w F1

"Teraz jestem w zespole, gdzie jest znacznie mniejszy budżet, ale tu każdy wie, co ma robić"
04.01.1016:30
Mariusz Karolak
1878wyświetlenia

Po rozstaniu z jednym z najbogatszych i największych zespołów w Formule 1, Timo Glock dołączył do jednego z mających dopiero zadebiutować w grand prix teamów. Niemiec jest jednak przekonany, że zespół Virgin Racing, choć jest znacznie mniejszy, to jednak będzie odnosić sukcesy.

To zupełnie inna sytuacja, kiedy przychodzisz do zespołu i - dajmy na to - otrzymujesz status pierwszego kierowcy, niż w przypadku tego, co zastałem dołączając do Toyoty, gdzie był już doświadczony kierowca, który pracował w tym teamie już trzy lata - przyznał Glock. Początkowo było mi nieco trudno zintegrować się z zespołem Toyoty i stało się to dopiero po pewnym czasie, ale potem znaleźliśmy się jakby pod ścianą.

Obecnie sytuacja jest inna. Tutaj wszyscy są rozluźnieni i bardzo pozytywnie nastawieni. Od pierwszego momentu, kiedy przybyłem do Virgin Racing powiedziano mi, że chcą właśnie mnie i nikogo innego. Bardzo nalegali, aby mnie pozyskać i dla mnie to było bardzo miłe uczucie. Co można było zaobserwować już na prezentacji, to że wszystko tutaj jest nieco odmienne od tego, co znamy w Formule 1. Sądzę jednak, że dobrze się stało, iż zespół obrał inną drogę rozwoju w tym sporcie. Dla mnie to olbrzymia szansa i z nadzieją patrzę na zasmakowanie bycia liderem w zespole Virgin.

Żartując, że na Wyspach Brytyjskich zbyt często pada deszcz, żeby przenieść się tu na stałe, jak uczynił to jego nowy partner Lucas Di Grassi, Glock porównał następnie atmosferę w zespołach Virgin i Toyoty. Niemiec przyznał, że w nowym zespole jest bardziej przyjacielska atmosfera, a Virgin Racing - choć ma nieporównywalnie mniejsze środki finansowe niż Toyota - ma spore ambicje i zapał do pracy, mimo że najprawdopodobniej stanowi obecnie najmniejszy zespół w stawce Formuły 1.

Toyota miała inną filozofię - stwierdził 27-latek. John Booth nigdy nie miał takich możliwości, czy to w F3 czy w innych seriach wyścigowych. Nie miał tak dużego budżetu, by móc szastać pieniędzmi na lewo i prawo, jak to było w Toyocie. Musiał myśleć, jak osiągnąć możliwie najlepsze rezultaty, mając tylko to, czym dysponował. Tak samo robił Nick Wirth. Uważam, że jest to bardzo pomocny i pozytywny aspekt w tym wszystkim, aby pchnąć zespół dalej w rozwoju, by ludzie na sto procent angażowali się w to, co robią. Każdy z nas tutaj zdaje sobie sprawę, że czeka nas ciężka praca, ale trzeba też zachować odrobinę humoru - to też jest istotne.

Przywykłem już do pracy w zespole, gdzie jest 600 albo 700 osób, tak jak w Toyocie, a kiedy później przybyłem po raz pierwszy do nowej w Anglii, to zastałem tam raptem 120 ludzi. To spora różnica i przypomina mi to czasy, kiedy startowałem w GP2 z iSport w 2006 i 2007 roku. Wygrałem wówczas mistrzostwa i zdałem sobie sprawę, że jeśli tylko ma się wokół siebie odpowiednich ludzi, to nie potrzeba personelu liczącego 600 osób. Jeśli masz odpowiednią załogę oraz odpowiednich inżynierów i każdy skupia się na swoich działaniach bez politycznych sporów za kulisami, to masz już podstawę do osiągnięcia sukcesu.

Rzekłbym, że Toyota nie była zespołem bez sukcesów. Byliśmy kilka razy na podium, ale z drugiej strony to był zespół mający największy budżet i nie był w stanie wygrać wyścigu. Teraz jestem w zespole, gdzie jest znacznie mniejszy budżet, ale tu każdy wie, co ma robić i wykonuje swoją pracę opierając się na tym budżecie. Nie jesteśmy w stanie wygrać wyścigu w pierwszym roku startów, to po prostu nie jest możliwe, ale w przyszłości budżety innych zespołów będą ulegały zmniejszeniu. Poza tym uważam, że ograniczenie się powiedzmy z 600 do 250 osób a budżetu z 300 milionów funtów do 150 milionów albo nawet do 200 milionów powinno być trudniejsze, niż rozrośnięcie się zespołu mającego 150 osób do 250 pracowników i zwiększenie budżetu.

Glock przyznał też, że dotychczas nie kierował się finansami przy podejmowaniu pracy w F1, gdyż nie to było jego priorytetem. Nie poszedłem do Toyoty ze względu na pieniądze. Zależało mi, żeby po prostu być w Formule 1 i się ścigać. Chodziło jedynie o ściganie się i to ściganie z sukcesami. Teraz presja będzie nieco inna. Pojawi się na pewno, jak będziemy już w Bahrajnie na starcie pierwszego wyścigu. To będzie normalna presja związana ze ściganiem się w F1. To coś takiego, co ma każdy zespół, każdego roku na początku.

Bardzo czekam na testy w lutym. Mogę nawet powiedzieć, że presja teraz ma na mnie pozytywny skutek. To przypomina mi bardziej starty w GP2, kiedy byłem pod podobnym naciskiem w 2007 roku, żeby wygrać całe mistrzostwa i awansować do F1. Każdy jest skupiony, ale musimy też pamiętać, aby w tym wszystkim nie zagubić przyjemnej strony Formuły 1. Kiedy wiesz, że nie ma za wiele zabawy, to nie koncentrujesz się w pełni na swojej pracy. Tutaj w Virgin wszystko jest w odpowiednich proporcjach.

Źródło: Crash.net

KOMENTARZE

2
YAHoO
04.01.2010 07:11
Od skrajności w skrajność - był w zespole w którym można było wręcz podcierać się pieniędzmi a teraz jest w teamie który posiada budżet bardzo ograniczony :)
kamarinho1991
04.01.2010 04:16
Ale wygadany ten facet.