Felieton: Czy czeka nas najciekawszy sezon F1 w historii?
Wiele osób, m.in. Ecclestone, twierdzi, że przed nami najciekawszy sezon Formuły 1 w historii...
27.01.1010:40
6125wyświetlenia

Wiele osób, między innymi boss F1 Bernie Ecclestone, twierdzi, że przed nami najciekawszy sezon Formuły 1 w historii. Na pierwszy rzut oka wcale się taki nie wydaje, ponieważ jedyną większą zmianą jest zakaz tankowania w czasie wyścigu. Jednakże przyjrzyjmy się dokładniej i zastanówmy, czy warto w 2010 roku zainteresować się królową sportów motorowych.
Zacznijmy od wspomnianego zakazu. Mogłoby się wydawać, że od konstruktorów bolidów wymaga on jedynie zwiększenia pojemności baku paliwa. Teoretycznie tak, ale wiąże się z tym przeprojektowanie praktycznie całej tylnej części bolidu. Wiele elementów osprzętu będzie musiało zmienić miejsce swojego „zameldowania”.
Większa ilość paliwa wpłynie na rozłożenie masy w bolidzie, co bezpośrednio wiąże się z prowadzeniem i przyczepnością samochodu, a więc z jednymi z najważniejszych jego cech wpływających na ogólną szybkość i uzyskiwane rezultaty. Z kolei konstruktorzy silników (np. Ferrari) pracują także nad oszczędniejszymi silnikami, aby móc zabierać na pokład mniej paliwa, czyli mniej kilogramów. Te zespoły, które najlepiej odrobią „pracę domową” mają wielką szansę znaleźć się w nadchodzącym sezonie na przedzie stawki.
W przepisach zmieniona została jeszcze punktacja na 25-20-15-10-8-6-4-3-2-1, rozszerzając liczbę nagradzanych kierowców do 10 i bardziej promująca zwycięzcę. Mimo to według wyliczeń, gdyby obowiązywała w poprzednich sezonach, nie wprowadziłaby specjalnych zmian w końcowych klasyfikacjach. Zakazano także stosowania kołpaków na koła w ramach ograniczania kosztów.
Kolejne dość widoczne różnice w porównaniu z zeszłym sezonem to rozszerzenie stawki do trzynastu zespołów, a kalendarza wyścigów do 19 imprez. Z nowymi zespołami od samego początku wiążą się wątpliwości: czy w ogóle pojawią się na starcie w Bahrajnie? A jeśli tak, to czy będą okupować ostanie miejsca w klasyfikacjach? Dla nowych zespołów oraz Williamsa silniki dostarczał będzie powracający po kilkuletniej przerwie do F1 Cosworth. Jednostka nie będzie zupełnie nowa, ale bardzo zmodyfikowana w porównaniu do modelu z 2006 roku. Czy zostawi rywali z tyłu, a może będzie daleko za nimi?
Wśród wyścigów do tych obecnych w sezonie 2009 dołączy powracające po dwóch latach przerwy GP Kanady i debiutujące GP Korei Południowej. Kolejny wyścig w charakterze procesji, czy emocje w stylu Monako albo Spa? Jak na razie wszystkie pytana pozostają bez odpowiedzi.
Obok nowych zespołów pojawią się także nowi kierowcy. Jak dotychczas potwierdzono czterech debiutantów: Nico Hulkenberga (Williams). Bruno Sennę (Campos), Lucas di Grassiego (Virgin) oraz Jose Marię Lopeza (US F1). W kolejce czekają jeszcze Witalij Pietrow (najbardziej prawdopodobny kandydat na drugi fotel w Renault). Także Kamui Kobayashi (Sauber) i Jaime Alguersuari (Scuderia Toro Rosso) w wielu wyścigach wystartują po raz pierwszy w swojej karierze. Wolne pozostają jeszcze fotele w Camposie i US F1, ale na razie o tym, kto może je zająć mówi się w charakterze plotek. Czy wśród wymienionych wyżej kierowców znajdziemy przyszłego mistrza świata?
Nie pojawią się za to Kimi Raikkonen, Nelson Piquet Jr, Sebastien Bourdais, Kazuki Nakajima oraz prawdopodobnie Romain Grosjean, Nick Heidfeld i Giancarlo Fisichella (ten ostatni będzie kierowcą rezerwowym Ferrari). Jednym z największych wydarzeń międzysezonowej przerwy w F1 było tymczasem ogłoszenie powrotu do ścigania się w tej serii siedmiokrotnego mistrza świata Michaela Schumachera w zespole Mercedes Grand Prix (fani Ferrari byli w szoku). Powrót zrodził wiele pytań: w jakiej formie jest „Schumi”, czy da sobie radę z dużo młodszymi rywalami, czy jest szansa na ósmy tytuł? Dla wielu osób jest to największa niewiadoma nadchodzącego sezonu.
Powrót Michaela doprowadził do sytuacji, w której na starcie do pierwszego w sezonie wyścigu stanie aż czterech mistrzów świata! Rywalizacja między nimi zapowiada się naprawdę ciekawie. Smaczku całemu „cyrkowi F1” dodawać będą zmagania wewnątrz ich zespołów. Wspomniany Schumacher będzie chciał pokonać młodszego Nico Rosberga i udowodnić fanom (a może przede wszystkim sobie), że nadal jest coś wart. Dwukrotny triumfator Formuły 1 - Hiszpan Fernando Alonso będzie miał za kolegę w Ferrari pochodzącego z Brazylii Felipe Massę. Czy dwóch Latynosów może doprowadzić do spięć w zespole, np. takich jakie pamiętamy z rywalizacji Alonso i Lewisa Hamiltona w McLarenie? To pytanie kibice zadają sobie już od chwili pojawienia się pierwszych plotek o przejściu byłego zawodnika Renault do zespołu z Maranello.
Skoro pojawił się już temat McLarena, to ma tam miejsce jeszcze gorętsza sytuacja: aż dwóch mistrzów świata z ostatnich dwóch lat. Jenson Button (2009) dołączył do Hamiltona (2008). Uwagę zwraca fakt, że cały zespół z Woking jest w opinii większości osób nastawiony na wspieranie Hamiltona, a Jenson może dostać rolę drugiego kierowcy. Na pewno ma taką świadomość, ale mimo to zdecydował się podjąć tego wyzwania i udowodnić, że wcale tak nie jest.
Między innymi z McLarenem wiąże się nasilenie innego trendu: zespoły narodowe. Ten team posiada dwóch Anglików za kierownicami bolidów, trzeciego jako testera (Gary Paffett), siedzibę w Wielkiej Brytanii i brytyjskiego sponsora tytularnego (Vodafone). O wsparcie tamtejszych kibiców chyba nie muszą się martwić… Z kolei Mercedes GP posiada dwóch Niemców „na stanie”, a możliwe, że trzeci będzie kierowcą testowym (Nick Heidfeld). Tutaj jednak sponsor tytularny pochodzi z Malezji (Petronas), a siedziba mieści się w angielskim Brackley (spadek po zespole Brawn).
Z nowych zespołów także US F1 i Lotus F1 Racing chciałyby stanowić swoiste reprezentacje USA i Malezji w F1. Nie można zapominać oczywiście o Force India (gdzie nazwa mówi sama za siebie) i o Ferrari, które od 60 lat jest związane tylko z jednym krajem, z jednym miastem.
Jak widać sezon 2010 niesie ze sobą sporo wątpliwości. Czy także niespodzianki i zaskoczenia? Ja już nie mogę doczekać się Grand Prix Bahrajnu.
KOMENTARZE