Felieton: Nie chcę...
Jeśli sędziowie sami mają zajmować się organizowaniem akcji na torze, to ja dziękuję za taką F1
21.04.1011:31
9549wyświetlenia

Nie chcę takiej Formuły. Rozumiem naciski na akcję na torze, to oczywiste, że wyścigi, podczas których dużo się dzieje są lepsze. Jednak jeśli sędziowie sami mają zajmować się organizowaniem akcji na torze, to ja podziękuję za taką F1.
Wcale nie mam tutaj na myśli pogrzebanych szans na podium Kubicy. Safety Car się zdarza i zawsze dopełnia loterii. Trudno jest ocenić, czy jego wypuszczenie po raz drugi na tor było potrzebne czy nie. Niewielu z nas było w Szanghaju, a jeszcze mniej widziało miejsce, w którym doszło do kolizji Alguersuariego z Senną. Trzeba więc założyć, że pojawienie się Mayländera było niezbędne dla bezpieczeństwa wyścigu.
Bardziej dziwi mnie za to artykuł 40.9 Regulaminu Sportowego F1, który mówi, że samochód bezpieczeństwa musi pozostać na torze tak długo, aż uformuje się za nim cała stawka. Proszę... Czy w dobie tak zaawansowanych technologii, które podobno nie są obce Formule 1, tych wszystkich świecidełek na kierownicy, flag oraz tablic świetlnych na torze i „wspaniałego” FIA ECU, o którym sama Federacja wspomina w wyżej wymienionym regulaminie, nie da się poinformować kierowcy, że nie ma już samochodu bezpieczeństwa? Nie da się przeprowadzić restartu, kiedy inni kierowcy są kilka zakrętów wcześniej? Przecież przepisy i tak nakazują słuchania się standardowego ECU w sprawie czasu dojazdu do SC i zakazują wyprzedania podczas neutralizacji.

Wygląda to na swoistą schizofrenię, kiedy F1 jest promowana jako szczyt technologii pod każdym względem, a w gruncie rzeczy opiera się na przepisach, które dobrze pamiętają poprzednie tysiąclecie. Na przepisach, które całkowicie niszczą fakt, że Button, Rosberg, Kubica i Pietrow zachowali wystarczająco dużo zimnej krwi by zostać na slickach. To oni powinni spijać pełnię śmietanki z tego wyścigu. Nie Hamilton, Vettel lub Alonso, którzy dostali stracone czterdzieści sekund w prezencie. Powinni walczyć w głębokim środku stawki o pietruszkę. Może Scuderia w końcu nauczyłaby się przewidywania warunków i podejmowania odpowiednich decyzji, których wyraźnie brakuje po odejściu Todta oraz Brawna. Po raz kolejny przychodzi deszcz, trochę zmienności i loteryjności, a Czerwoni rozkładają bezradnie ręce. Red Bull dobitniej pokazałby światu, że mistrzowską ma tylko szybkość bolidu, a Hamilton w końcu wyczerpałby limit szczęścia, choć o jego zachowaniu podczas tego GP można napisać osobny felieton.
Wygląda na to, że po chudym początku sezonu 2009 i rzekomej lekcji pokory, dostajemy dobrze znanego nam z początków kariery Lewisa. Szybkości odmówić mu nie można, ale głowy owszem. Niepotrzebna i niebezpieczna przepychanka w pit-lane, zawracanie do boksu czy niezła lekcja obrony od znacznie wolniejszego Schumachera. On się chyba nigdy nie zmieni, a sędziowie wcale nie pomagają. Dwa czy trzy lata temu Alonso za przejechanie przez linie wjazdu do boksów w Walencji podczas treningu dostał karę finansową. Rok temu, na tym samym torze, zupełnie nieszkodliwy Badoer został dobity za lekkie najechanie na linię wyjazdu z pit-lane. Renault miało być wykluczone z jednego Grand Prix za odpadnięcie koła, a z przewinienia Hamiltona albo rozchodzą się sędziom po kościach, albo są bardzo ostro karane... aż reprymendą. Nie chcę sędziów, którzy karzą kierowców za wychylenie nosa poza bolid, ale przydałoby się trochę konsekwencji, szczególnie w sprawach bezpieczeństwa na torze. Czyżby wielkie słowa dotyczące bezpieczeństwa, wypowiadane w zeszłym roku, były wynikiem popytu na takowe z powodu wypadków Surteesa i Massy? Chyba lepiej nie zagłębiać się w ten temat...

Wróćmy jeszcze na sekundkę do zawodników, bo do sędziów i FIA będzie jeszcze jedna sprawa. Bardzo podoba mi się zespół Renault. Są całkowicie bezwzględni, bezlitośnie wykorzystują nawet najmniejsze błędy rywali i mimo nienajlepszego bolidu potrafią wskakiwać na czołowe pozycje. Robert znów jedzie jak robot nie popełniając praktycznie żadnego błędu, ponadto wygląda, że rakieta z Wyborga odpaliła w końcu dodatkowe silniki. Co prawda Pietrow popełnił kilka błędów, jednak poprawia się z wyścigu na wyścig i może być z niego całkiem niezły kierowca. Negatywnie zaskakuje mnie Michael Schumacher. Dobrze zna tor, przejechał już sporo kilometrów w „nowej F1”, dostaje jakby nie patrząc korzystne dla siebie warunki, jednak w wyścigu praktycznie nie istniał. Zapowiada się ciężki sezon dla starego mistrza, a z oceną, czy powrót był dobrym pomysłem musimy chyba jednak poczekać i zobaczyć, jak Michael spiszę się w perspektywie całego sezonu.
McLaren był bardzo szybki, jednak w głównej mierze to zasługa „kanału F” i przeszło kilometrowej prostej. Sauber po raz kolejny ma ogromnego pecha i przegrywa wyścigi już na starcie. Kolejna awaria silnika i kolejny wypadek, za który winy nie ponosi kierowca Szwajcarskiej ekipy. Szkoda. Liczyłem, że Peter Sauber wyciągnie zespół na prostą po niezbyt szczęśliwym zakończeniu współpracy z BMW. Heikki Kovalainen znowu kończy wyścig i w dodatku wyprzedza Nico Hulkenberga. Ładnie - widać, że odejście z McLarena wyraźnie służy Finowi pomimo bardzo słabego bolidu. Heikki jak na razie jest najszybszym kierowcą z nowych zespołów, jednak zaskoczenia pod koniec sezonu można by upatrywać w HRT. Hiszpanie wyraźnie mają potencjał. Już drugi raz z rzędu kończą wyścig obydwoma samochodami, a Chandhok w klasyfikacji jest tuż za Kovalainenem. Jeśli poukładają wszystkie sprawy i zajmą się tylko ściganiem to mogą być groźni.

Na zakończenie znów sędziowie, incydenty i Hamilton. Konkretnie chodzi mi o zamieszanie podczas drugiego restartu, kiedy to Mark Webber wyjechał na pobocze. Od tego roku zmieniły się przepisy dotyczące zjazdu samochodu bezpieczeństwa i wyprzedzać można nie po przejechaniu linii mety, a zaraz za linią Safety Cara - czyli manewr był w pełni dozwolony. Sęk w tym, że na zdecydowanej większości torów (poza Sakhir, Monzą, Silverstone i Interlagos) owa linia zlokalizowana jest jeszcze przed ostatnim zakrętem. Z tego wynika, że największe nasilenie walk o pozycje będzie przypadało mniej więcej w punkcie hamowania przed zakrętem, tak jak w Chinach, więc takich walk jak pomiędzy Hamiltonem i Webberem może być znacznie więcej. Sami wiecie, co to może oznaczać na takich torach, jak np. Monte Carlo... Ciekawe kiedy zobaczymy, jak Mayländer wykonuje „drive-through”...
KOMENTARZE