Relacja z drugiej edycji Verva Street Racing w Warszawie
Firma Orlen po dużym zainteresowaniu zeszłoroczną edycją postanowiła powtórzyć to wydarzenie
19.06.1116:01
5354wyświetlenia
Wczoraj w Warszawie po raz drugi odbyła się największa w Polsce impreza sportów motorowych - Verva Street Racing. Firma Orlen po dużym zainteresowaniu zeszłoroczną edycją postanowiła powtórzyć to wydarzenie. Ponownie zamknięto część stolicy, by pozwolić naprawdę niebywałym maszynom zaprezentować swój potencjał wyścigowy. Kibice mogli być świadkami ogromnej uczty motorsportowej!

Trasa w tym roku została nieco zmieniona i skrócona. Kibice po raz kolejny mieli do dyspozycji dwie opcje oglądania zmagań kierowców: 1) zakup biletu uprawniającego do odwiedzenia pit party i miejsca na trybunach, oraz 2) darmowego wejścia i podziwiania wszystkiego zza barierek rozstawionych wokół trasy. Pierwsza opcja była szczególnie kusząca, gdyż padok Verva Street Racing był w tym roku wyjątkowo bogaty, a takie perełki, jak historyczne Lotusy nie mogły umknąć prawdziwym fanom motoryzacji.
Wszystko zaczęło się o godzinie 9 rano, gdy kibice zostali wpuszczeni do padoku. Tam od samego początku rosło nam serce, gdyż ukazywał nam się Ford GT, jak i inne „muscle cars”. Do tego widok aut GT, Porsche stworzonego do bicia rekordu prędkości, wystawa Ferrari - to wszystko niewielka część pit party, a nasze oczy nie wiedziały co robić, bowiem wszystkie zaprezentowane modele były niebywałe i wyjątkowe, a do tego skupione na tak niewielkim obszarze!
Po kilkudziesięciu metrach czekał nas trudny wybór - pójść w prawą stroną i podziwiać legendarne, wręcz ociekające historią Lotusy, czy w lewo i poznać coś nieco egzotycznego dla Europejczyków, czyli samochód NASCAR i dragstery? Miłość zwyciężyła ciekawość i postanowiłem podążyć pod namiot Cliva Chapmana, a tam moje serce ponownie zabiło mocniej. Wszystkie zaprezentowane i zapowiadane wcześniej modele były po prosu przepiękne! Ukłon w stronę organizatorów, bo tegoroczna wizyta F1 na ulicach Warszawy była o niebo bardziej spektakularna.

Dalsza podróż w nieznane to dziwny widok wspomnianej maszyny NASCAR. Przyznam, że widok ciekawy, nieco niezrozumiały. Amerykanie inaczej podchodzą do swoich wyścigów i w autach przykładowo lampy są jedynie namalowane, dla mnie to trochę dziwne... Jednakże gdy zespół Red Bulla odpalił swoją Toyotę to wszelkie dywagacje na temat logiczności tej konstrukcji zniknęły. Proste rozwiązania, cztery biegi, zwykły gaźnik, ale za to jaki ryk! Czysta, nieskażona niczym moc, szerokie opony - już w tym momencie wiedziałem, że na pewno w przyszłości odwiedzę jeden z amerykańskich torów, by posłuchać większej liczby tych samochodów.
Po takich perełkach ostatnia część pit party, mimo że bogata - nie stanowiła czegoś spektakularnego. Tradycyjnie świetnie prezentowała się ekipa Orlen Team i górująca nad nimi ciężarówka mająca na celu pomagać w trudach rajdu Dakar. Ta strefa budziła więcej respektu niż podziwu, ze względu na warunki, w których walczą zawodnicy w tym rajdzie.
Dla kibiców fantastyczną sprawą w pit party była dostępność kierowców. Kuba Giermaziak spacerował sobie wzdłuż padoku tak, jak Krzysztof Hołowczyc, który bez problemu udzielał autografów. Oczywiście byli często zajęci wywiadami telewizyjnymi, ale mimo to na co dzień nie mamy okazji do tak bliskiego spotkania z zawodnikami Orlenu.

Pit party się kończy i zaczynamy główną część imprezy. Na początek widownię rozgrzewali zawodnicy Red Bull X-Fighters. Na żywo ich akrobacje wyglądają jeszcze bardziej szalenie, niż w telewizji! Od tego momentu na torze niemalże cały czas się coś działo: seryjne super samochody, bolidy F3, Porsche Supercup, F1, NASCAR oraz wiele innych, a na szczególną uwagę zasługiwało Porsche 917. Takiej maszyny niewielu miało przywilej oglądania w akcji...
Wyścig F3 został urozmaicony obowiązkowym pit stopem, jednak nie była to zwykła zmiana kół, jaką widzimy w seriach wyścigowych, gdyż przeprowadzały ją telewizyjne gwiazdy znane z polskich seriali i innych „ambitnych” produkcji. Za to świetnymi aktorami na torze okazali się drifterzy. Ich występ poprzedzony był dużymi opadami deszczu, które na szczęście były chwilowe. Jednakże nie przeszkadzało to w bardzo efektownych slajdach, które sukcesywnie osuszały tor dla kolejnych samochodów.
Tor w Warszawie był niesamowicie ciasny, zatem emocji wynikających ze ścigania się nie było tak wiele, a więc można było się skupić na doznaniach wzrokowo-słuchowych. Pięknie prezentowały się niemal wszystkie konstrukcje, ale moją uwagę szczególnie zwracało BMW Z4 GT3 swoim niebywałym dźwiękiem. Pucharowe Porsche Kuby Giermaziaka również pod tym względem wypada całkiem dobrze. Innymi konstrukcjami, które zasługują na wspomnienie były samochody Audi i Porsche o mocy powyżej 1000 KM. Co ciekawe, dokładnej mocy tych ostatnich nie da się zmierzyć na żadnej hamowni w Polsce.

Verva Street Racing to naprawdę impreza wyjątkowa, szczególnie w naszym kraju, gdzie bez żadnych tradycji wyścigowych ściąga się tak wiele niesamowitych dzieł. Z tego co można było zaobserwować kibice bawili się całkiem dobrze, co udzieliło się również gwiazdom dnia. Tomasz Kuchar tak mocno palił gumy w aucie NASCAR, że do garażu musiał wracać na samych felgach! Był to bez wątpienia dzień pełen wrażeń, a Orlen już zapowiada chęć zorganizowania swojej imprezy ponownie w przyszłym roku. Z niecierpliwością będę czekał, czym tym razem zaskoczą mnie organizatorzy!

Trasa w tym roku została nieco zmieniona i skrócona. Kibice po raz kolejny mieli do dyspozycji dwie opcje oglądania zmagań kierowców: 1) zakup biletu uprawniającego do odwiedzenia pit party i miejsca na trybunach, oraz 2) darmowego wejścia i podziwiania wszystkiego zza barierek rozstawionych wokół trasy. Pierwsza opcja była szczególnie kusząca, gdyż padok Verva Street Racing był w tym roku wyjątkowo bogaty, a takie perełki, jak historyczne Lotusy nie mogły umknąć prawdziwym fanom motoryzacji.
Wszystko zaczęło się o godzinie 9 rano, gdy kibice zostali wpuszczeni do padoku. Tam od samego początku rosło nam serce, gdyż ukazywał nam się Ford GT, jak i inne „muscle cars”. Do tego widok aut GT, Porsche stworzonego do bicia rekordu prędkości, wystawa Ferrari - to wszystko niewielka część pit party, a nasze oczy nie wiedziały co robić, bowiem wszystkie zaprezentowane modele były niebywałe i wyjątkowe, a do tego skupione na tak niewielkim obszarze!
Po kilkudziesięciu metrach czekał nas trudny wybór - pójść w prawą stroną i podziwiać legendarne, wręcz ociekające historią Lotusy, czy w lewo i poznać coś nieco egzotycznego dla Europejczyków, czyli samochód NASCAR i dragstery? Miłość zwyciężyła ciekawość i postanowiłem podążyć pod namiot Cliva Chapmana, a tam moje serce ponownie zabiło mocniej. Wszystkie zaprezentowane i zapowiadane wcześniej modele były po prosu przepiękne! Ukłon w stronę organizatorów, bo tegoroczna wizyta F1 na ulicach Warszawy była o niebo bardziej spektakularna.

Dalsza podróż w nieznane to dziwny widok wspomnianej maszyny NASCAR. Przyznam, że widok ciekawy, nieco niezrozumiały. Amerykanie inaczej podchodzą do swoich wyścigów i w autach przykładowo lampy są jedynie namalowane, dla mnie to trochę dziwne... Jednakże gdy zespół Red Bulla odpalił swoją Toyotę to wszelkie dywagacje na temat logiczności tej konstrukcji zniknęły. Proste rozwiązania, cztery biegi, zwykły gaźnik, ale za to jaki ryk! Czysta, nieskażona niczym moc, szerokie opony - już w tym momencie wiedziałem, że na pewno w przyszłości odwiedzę jeden z amerykańskich torów, by posłuchać większej liczby tych samochodów.
Po takich perełkach ostatnia część pit party, mimo że bogata - nie stanowiła czegoś spektakularnego. Tradycyjnie świetnie prezentowała się ekipa Orlen Team i górująca nad nimi ciężarówka mająca na celu pomagać w trudach rajdu Dakar. Ta strefa budziła więcej respektu niż podziwu, ze względu na warunki, w których walczą zawodnicy w tym rajdzie.
Dla kibiców fantastyczną sprawą w pit party była dostępność kierowców. Kuba Giermaziak spacerował sobie wzdłuż padoku tak, jak Krzysztof Hołowczyc, który bez problemu udzielał autografów. Oczywiście byli często zajęci wywiadami telewizyjnymi, ale mimo to na co dzień nie mamy okazji do tak bliskiego spotkania z zawodnikami Orlenu.

Pit party się kończy i zaczynamy główną część imprezy. Na początek widownię rozgrzewali zawodnicy Red Bull X-Fighters. Na żywo ich akrobacje wyglądają jeszcze bardziej szalenie, niż w telewizji! Od tego momentu na torze niemalże cały czas się coś działo: seryjne super samochody, bolidy F3, Porsche Supercup, F1, NASCAR oraz wiele innych, a na szczególną uwagę zasługiwało Porsche 917. Takiej maszyny niewielu miało przywilej oglądania w akcji...
Wyścig F3 został urozmaicony obowiązkowym pit stopem, jednak nie była to zwykła zmiana kół, jaką widzimy w seriach wyścigowych, gdyż przeprowadzały ją telewizyjne gwiazdy znane z polskich seriali i innych „ambitnych” produkcji. Za to świetnymi aktorami na torze okazali się drifterzy. Ich występ poprzedzony był dużymi opadami deszczu, które na szczęście były chwilowe. Jednakże nie przeszkadzało to w bardzo efektownych slajdach, które sukcesywnie osuszały tor dla kolejnych samochodów.
Tor w Warszawie był niesamowicie ciasny, zatem emocji wynikających ze ścigania się nie było tak wiele, a więc można było się skupić na doznaniach wzrokowo-słuchowych. Pięknie prezentowały się niemal wszystkie konstrukcje, ale moją uwagę szczególnie zwracało BMW Z4 GT3 swoim niebywałym dźwiękiem. Pucharowe Porsche Kuby Giermaziaka również pod tym względem wypada całkiem dobrze. Innymi konstrukcjami, które zasługują na wspomnienie były samochody Audi i Porsche o mocy powyżej 1000 KM. Co ciekawe, dokładnej mocy tych ostatnich nie da się zmierzyć na żadnej hamowni w Polsce.

Verva Street Racing to naprawdę impreza wyjątkowa, szczególnie w naszym kraju, gdzie bez żadnych tradycji wyścigowych ściąga się tak wiele niesamowitych dzieł. Z tego co można było zaobserwować kibice bawili się całkiem dobrze, co udzieliło się również gwiazdom dnia. Tomasz Kuchar tak mocno palił gumy w aucie NASCAR, że do garażu musiał wracać na samych felgach! Był to bez wątpienia dzień pełen wrażeń, a Orlen już zapowiada chęć zorganizowania swojej imprezy ponownie w przyszłym roku. Z niecierpliwością będę czekał, czym tym razem zaskoczą mnie organizatorzy!
KOMENTARZE