Prost o seks-aferze związanej z prezydentem FIA
Francuz uważa, że trzeba jedynie ocenić to, czy Mosley będzie mógł nadal pełnić swoją funkcję
07.05.0811:27
2534wyświetlenia

Czterokrotny mistrz świata Formuły Jeden - Alain Prost twierdzi, że Max Mosley nie powinien być osądzany w związku z aferą obyczajową z jego udziałem, która to spowodowała zwołanie nadzwyczajnego spotkania FIA na 3 czerwca, lecz należy zastanowić się, czy powinien on w dalszym ciągu pełnić funkcję prezydenta FIA.
Prost w rozmowie z autosport.com powiedział, że szczegóły tego skandalu są prywatnymi sprawami Mosleya i
nie powinny być osądzane publicznie. Stwierdził też, że delegaci FIA i osoby reprezentujące zespoły powinny zadecydować jedynie o tym, czy chcą dalej współpracować z Mosleyem.
Cóż, to prywatna sprawa. Wiem, że wszyscy o tym mówią, ale taka jest prawda. Nie można osądzać czyichś prywatnych spraw.- powiedział Francuz.
Drugą sprawą jest sport i jak to się może na nim odcisnąć. Nie jestem zbyt blisko tej sprawy, jednak gdy jest się szefem zespołu czy konstruktorem, to jest się bardzo blisko tego. Odbywa się spotkania i można we własnym zakresie ocenić sprawę.
Z pewnością nie jest to dobre dla sportu, ale czy jest to bardzo złe? Zastanowić się trzeba też, czy nie jest to zbyt intymna sprawa, aby się jej bliżej przyglądać. Jedynie ci, co są blisko mogą to ocenić i zadecydować, co chcą zrobić.- stwierdził Prost, dodając również, że niezwykle ważne jest, by pełniąc tak ważną funkcję umieć kontynuować pracę pomimo całego skandalu. Zasugerował również, iż szczegóły skandalu nie powinny być same w sobie powodem do odwołania Mosleya z funkcji.
Niektórzy mogą lubić Maxa, a inni nie. Ma on wielu przyjaciół, jednak ma też wielu wrogów. Nikt nie powinien podchodzić do tego zbyt osobiście. Jedynie ludzie, którzy są blisko tego - konstruktorzy i oficjele, powinni zadecydować, ponieważ do podjęcia jest jeszcze bardzo wiele decyzji ważnych dla sportu. Max jest jednak kluczową postacią dla wielu spraw i to jest problem. Jedynie oni (FIA) mogą to teraz ocenić i będą musieli podjąć w czerwcu odpowiednią decyzję.
Mosley wciąż twierdzi, że nie zrobił niczego złego, i że ma poparcie z różnych stron świata motosportu. Skrytykowały go jedynie cztery zespoły Formuły Jeden - Honda, Toyota, BMW i McLaren. Brytyjczyk pozwał również dziennik News of the World, który ujawnił cały skandal, a wszelkie wywalczone odszkodowania chce przekazać na cele dobroczynne. Mosley ogłosił także ostatnio, że jeśli pozostanie u władzy, to swoją funkcję będzie pełnił tylko do końca obecnej kadencji, która kończy się w 2009 roku.
Źródło: Autosport.com
KOMENTARZE