Binotto: Dokonaliśmy największych postępów z silnikiem od 25 lat

Szef Ferrari otwarcie przyznaje jednak, iż nie jest zaskoczony awariami jednostki 066/7.
16.08.2213:06
Nataniel Piórkowski
1342wyświetlenia


Mattia Binotto jest pod olbrzymim wrażeniem postępów, które przed sezonem 2022 dokonało Ferrari w obszarze jednostki napędowej.

Po dwóch chudych latach Scuderia powróciła w tym sezonie do zwycięskiej formy. Dzięki pracy Charlesa Leclerca i Carlosa Sainza stajnia z Maranello świętowała jak dotąd cztery wygrane w Bahrajnie, Australii, Wielkiej Brytanii oraz Austrii.

Jednym z kluczowych czynników warunkujących progres Ferrari było przygotowanie konkurencyjnej jednostki napędowej. Binotto przyznaje, że jego ekipa doskonale poradziła sobie z tym wyzwaniem.

Owszem, w obszarze jednostki napędowej sytuacja była całkiem jasna, bo znaliśmy nasz potencjał a w przepisach nie doszło do żadnych istotnych zmian. W przypadku silnika wyznaczyliśmy sobie bardzo ambitne cele.

Muszę przyznać, że to, co udało nam się przygotować w ubiegłym roku na sezon 2022, jest czymś niesamowitym. Przez ponad 25 lat pracy w Maranello nigdy nie widziałem tak wielkich postępów. To tylko pokazuje, jak wielkie są możliwości tej ekipy.

Ferrari było zmuszone do wprowadzenia znacznych modyfikacji jednostki napędowej w wyniku poufnej ugody osiągniętej z FIA w 2019 roku. W sezonach 2020 oraz 2021 osiągi Scuderii utrzymywały się na poziomie, który uniemożliwiał włączenie się do walki o zwycięstwa.

Teraz, gdy osiągi silnika nie są już powodem do obaw, inżynierowie Ferrari mierzą się z innym poważnym wyzwaniem - fatalną niezawodnością. Leclerc stracił dwie doborowe szanse na zwycięstwo podczas gdy Sainz doznał awarii silnika jadąc na trzecim miejscu w GP Austrii.



Pytany o to, czy wysoka awaryjność jest wynikiem zbyt dużego nacisku położonego na osiągi, Binotto odparł: Nie wiem, czy posunęliśmy się o krok za daleko, bo naciskanie na osiągi nigdy się nie kończy. Zawsze skierujemy nasz priorytet na osiągi a nie na niezawodność. Co to oznacza? Być może zabrakło nam trochę czasu w planie homologacji.

Co więcej nasze prace są objęte oczywistymi ograniczeniami. Mamy limit godzin testów na hamowni. Te ograniczenia miały wpływ na ostateczny wynik, bo bez nich zwielokrotnilibyśmy po prostu wysiłki na hamowni, skupiając się zarówno na osiągach jak i niezawodności.

W warunkach ograniczenia godzin prac na hamowni, gdy zbliża się wrzesień, październik, listopad i grudzień, trzeba dokonać wyboru. Jeśli o nas chodzi, to bez dwóch zdań naciskaliśmy na osiągi wykraczając poza to, co byłoby standardowym planem w zakresie niezawodności.

Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że najważniejsze jest zredukowanie strat w zakresie wydajności, tym bardziej, że rozwój silników miał zostać zamrożony na cztery kolejne sezony. Niezawodność zawsze można poprawić na późniejszym etapie.

Włoch dodał, że pojawienie się problemów z silnikiem nie było niespodzianką. Awarie na torze nie zawsze są podobne do tych, które pojawiają się podczas testów na hamowni. Dochodzi do nich dlatego, że cały czas zbieramy wiedzę o nowym projekcie. Tor wyścigowy to nie hamownia. Po prostu uczymy się nowego produktu. Myślę, że można było się tego spodziewać. Nie jestem tym zupełnie zaskoczony.