Jak kryzys ekonomiczny wpłynął na Formułę 1

Wiele się zmieniło w Formule 1 od rozpoczynającego sezon 2009 wyścigu o Grand Prix Australii
05.01.1016:56
Michał Roszczyn
5461wyświetlenia
(Oryginalne opracowanie: Theo Leggett, reporter ds. biznesowych, BBC World Service)


Wiele się zmieniło w Formule 1 od rozpoczynającego sezon 2009 wyścigu o Grand Prix Australii, choć pozostaje ona jednym z najbogatszych i najbardziej popularnych sportów telewizyjnych na świecie, będąc silną mieszanką zaawansowanej technologii i komercjalizmu o wysokiej dochodowości.

Jednakże kryzys gospodarczy na świecie miał ogromny wpływ i będzie to odczuwalne w najbliższych latach. Najbardziej widoczną zmianą jest wycofanie się trzech wielkich producentów samochodów z rywalizacji w F1. Jeszcze przed rozpoczęciem sezonu 2009 swój zespół sprzedała Honda, w której ślady kilka miesięcy później poszły Toyota oraz BMW. Cała trójka doszła do wniosku, że z powodu załamania się rynku samochodowego nie jest w stanie dalej inwestować setek milionów dolarów w sport motorowy na najwyższym szczeblu.

Odejście tych marek oznacza koniec pewnej ery w Formule 1. Przez ostatnią dekadę, sport ten zdominowali wielcy producenci samochodowi. Mercedes, Toyota, Honda, Ferrari, Renault, BMW oraz Ford stworzyli niejako własną serię. Dodali blasku mistrzostwom, ale także wywindowali koszty rywalizacji do kosmicznych poziomów, chcąc dzięki temu kupić sukces, którego wymagali dyrektorzy koncernów.

Olbrzymie zasoby



Według raportu Formula Money, producenci samochodowi wydali niezwykłą sumę 6,3 miliarda dolarów w latach 2005-2009. Jak ogromna jest to kwota pokazuje fakt, iż stanowi ona blisko połowę całkowitej sumy 13,7 miliarda dolarów, wydanej przez koncerny samochodowe w przeciągu 60-letniej historii Formuły 1. Była to zła sytuacja dla niezależnych zespołów, które tradycyjnie stanowiły większość stawki F1, lecz nie miały tak kolosalnych środków finansowych. Zostały one odsunięte w cień ekip fabrycznych, walcząc o przetrwanie. Wiele osób z tego sportu obawiało się, że w przypadku odejścia producentów samochodowych, przyszłość samej Formuły 1 stanie pod znakiem zapytania.

&,news/wykres.jpg,,

Kiedy Honda wycofała się pod koniec 2008 roku, ciało zarządzające motosportem - FIA - postanowiło zareagować. Próbowano narzucić restrykcyjne ograniczenia budżetowe dla zespołów, które tym samym zmniejszyłyby swoje wydatki do zaledwie ułamka obecnego poziomu. Plan ten jednak upadł, ponieważ teamy go nie zaakceptowały. Zamiast tego podpisały się pod dobrowolnym porozumieniem, mającym na celu zmniejszenie wydatków do poziomu 80-100 milionów dolarów przed rokiem 2012. Porównajmy to do 363 milionów wydanych przez samą Hondę w sezonie 2007.

Porozumienie nadeszło zbyt późno, by zapobiec podążeniu Toyoty i BMW w ślady Hondy, wycofując się z Formuły 1. Aczkolwiek wydaje się, że umowa ta zachęciła Mercedesa do zwiększenia swojego zaangażowania w ten sport poprzez kupno zespołu Brawn GP - utworzonego na bazie Hondy, rywala niemieckiego koncernu. Być może ustalenia te pomogły także zatrzymać Renault w Formule 1. Francuska firma ostatnio sprzedała pakiet kontrolny w swoim teamie przedsiębiorstwu inwestycyjnemu Genii Capital, ale przynajmniej na razie będzie kontynuować rywalizację pod szyldem Renault.

Jednak przede wszystkim, nowe postanowienia zapewniły nieodzowną ochronę dla niezależnych ekip, które funkcjonują dzięki wsparciu ze strony sponsorów i zamożnych osób. Niemniej kryzys gospodarczy poważnie wpłynął na przychody ze sponsoringu. W 2009 roku spadły one o 8 procent w stosunku do roku poprzedniego.

Nowe dzieci w stawce



Porozumienie o stopniowym zmniejszaniu wydatków daje nadzieję niezależnym zespołom na bycie konkurencyjnymi, posiadając taki sam budżet, który w przeszłości skazywał ich na jazdę w ogonie stawki. Aczkolwiek rywalizacja między sponsorami pozostanie zacięta, zwłaszcza, że w przyszłorocznej stawce pojawią się cztery nowe teamy. Wśród nich jest malezyjski Lotus, prowadzony przez dyrektora linii lotniczych Air Asia - Tony'ego Fernandesa, a także Virgin Racing, wspierany przez grupę Virgin. Jeśli rzeczywiście ekipy te wystartują w mistrzostwach, powinny one przynieść ze sobą świeżą krew i nowych sponsorów. Jednakże niezbyt pewne jest pojawienie się całej czwórki na starcie sezonu 2010.

Podczas gdy uczestniczące w F1 zespoły przystosowują się do egzystencji w trudnym klimacie finansowym, biznes kontrolujący mistrzostwa wydaje się być w lepszej kondycji niż kiedykolwiek wcześniej. Znacznie wzrosły przychody prowadzonej przez Berniego Ecclestone'a spółki Formula One Group (FOG), której większość udziałów posiadają prywatni inwestorzy z CVC Capital Partners. Obecnie FOG zarabia około 1,3 miliarda dolarów rocznie; z praw do transmisji telewizyjnych, reklam na torach oraz opłat od organizatorów wyścigów za goszczenie u siebie eliminacji mistrzostw świata. Te źródła dochodów są w dużej mierze odizolowane od skutków kryzysu: częściowo dlatego, że opierają się na wieloletnich kontraktach i częściowo dzięki znacznemu wsparciu wielu wyścigów - takich jak GP Singapuru i GP Abu Zabi - przez lokalne rządy.

Posłuszne zespoły



Wycofanie się dużych producentów samochodów jest również na rękę dla spółki CVC. Firma ta połowę swoich przychodów oddaje teamom startującym w F1, a resztę zatrzymuje dla siebie, z czego spłaca dług powstały po wykupieniu praw do Formuły 1. Do niedawna zespoły domagały się większego 'kawałku tortu' - działając w imieniu organizacji FOTA, wywierały presję na Ecclestone'ie i CVC. Jako grupa groziły F1 wyniszczeniem, poprzez masowe jej opuszczenie i zorganizowanie konkurencyjnych mistrzostw.

Jednakże wycofanie się Hondy, BMW i Toyoty oznacza, że scenariusz ten stał się mało realny. Pozostałe ekipy po prostu nie mają odpowiedniego zaplecza finansowego, by utworzyć i promować nową serię. Skoro F1 szykuje się na sezon 2010, jedna rzecz jest absolutnie pewna: budżety mogą być znacznie niższe, sponsorzy mogą się zmienić, a wielkie bestie przemysłu samochodowego mogą zostać zastąpione przez nieznane marki.

Cokolwiek by się nie działo na torze, biznes budowany przez Berniego Ecclestone'a wychodzi z tego zwycięsko, przynajmniej pod względem finansowym.

Źródło: news.bbc.co.uk

KOMENTARZE

6
Nirnroot
05.01.2010 05:20
to nawet nie jest "ilość" sponsorów, a raczej ich "jakość". Zauważ, że samo Marlboro płaci im około 4xtyle ile wkłada Fiat w Ferrari, dodaj do tego Shella (około 50 pewnie), plus Emiraty i pomniejszych sponsorów typu MagnetiMarelli i masz wynik w granicach tego co wkładał Mercedes/Honda/Toyota. Plus oczywiście tak jak zauważył seba, mają inne warunki na przychody od Berniego z transmisji na przykład... : )
Sir Wolf
05.01.2010 05:04
waco: spójrz na bolidy Ferrari. Tam sponsorów jest więcej, niż Piquet ma DNF. To raz. A dwa - może być tak jak mówi seba_d - mają dodatkowe kilka procent z przychodów F1.
seba_d
05.01.2010 04:47
@waco SF zawsze mają większy kawałek tortu
waco
05.01.2010 04:34
Ferrari płaci tak mało, bo reszta kasy na zespół od sponsorów?
Lukas
05.01.2010 04:17
No nie tak do końca, to nie są pieniądze władowane tylko w Maka... Aczkolwiek faktycznie ekipa z Woking na tym straciła niemało.
Czechoslowak
05.01.2010 04:09
Trochę poza tematem, ale ta tabelka z wydatkami koncernów, dobitnie pokazuje co stracił McLaren na rozwodzie z Mercedesem...