Lammers: Przyszłość Grand Prix Holandii nie jest pewna

Obecny kontrakt Zandvoort z F1 wygasa z końcem przyszłego sezonu.
23.08.2317:14
Maciej Wróbel
520wyświetlenia
Embed from Getty Images

Dyrektor GP Holandii, Jan Lammers, przyznał, że impreza w Zandvoort nie ma zapewnionej przyszłości w Formule 1.

Organizatorzy wyścigu w Zandvoort posiadają umowę na organizację Grand Prix Formuły 1 ważną jedynie do końca sezonu 2024. Choć włodarze holenderskiego obiektu nie narzekają na frekwencję na trybunach, to jednak Jan Lammers przyznał w rozmowie z Viaplay, że rozmowy z FOM na temat przedłużenia umowy mogą okazać się trudne.

FOM wie czego chce i my także wiemy, czego chcemy - powiedział Lammers. Jeśli spojrzysz na kraje takie jak Arabia Saudyjska, która płaci 900 milionów za organizację Grand Prix przez dziesięć lat, to my nie jesteśmy w stanie sprostać takiej konkurencji.

Były inżynier Bridgestone i Ferrari, Kees van de Grint, uważa natomiast, że utrata wyścigu F1 w Zandvoort z przyczyn finansowych byłaby nielogiczna. Pieniądze nie powinny być najważniejsze. Gdy patrzę na to, jakie Grand Prix Holandii udało nam się stworzyć, to widzę coś unikatowego. Widownia, jaką przyciągamy, także jest unikatowa.

Jeśli myślisz logicznie, to wyścig powinien tu zostać. Te parę milionów więcej nie powinno grać większej roli. Kiedy z kolei słyszymy wiadomości na temat Arabii Saudyjskiej od Amnesty International, to uważam, że to wielka szkoda, że tam jeździmy.

Lokalne media donoszą tymczasem, że organizatorzy GP Holandii napotkali problemy w postaci aktywistów klimatycznych, jak również taksówkarzy. Niezadowolenie tych drugich wynika z decyzji lokalnych władz, które zezwoliły na przewożenie kibiców jedynie mieszkańcom Zandvoort oraz lokalnym korporacjom taksówkarskim.

Demonstrantom klimatycznym wyznaczono miejsce na protesty, ale oni z niego nie skorzystali - przyznał rzecznik imprezy w rozmowie z Noordhollands Dagblad.

W sprawie taksówkarzy głos zabrał Jan Lammers. To dość trudna sytuacja, ponieważ w przeszłości ludzie w jakimś stopniu nadużywali tych przepustek. Doszło do pewnych nieporozumień, ponieważ ci dobrzy muszą cierpieć w wyniku działań tych złych.

Nie da się od tego uciec. Ludzie korzystają z tego typu wydarzeń jako platformy do uzyskania uwagi. To ich prawo. Nie zawsze tego chcemy, ale musimy się z tym pogodzić - dodał 67-latek.