Bearman: Alpine potraktowało Doohana niezwykle surowo

W podobnym tonie wypowiedział się Hadjar, zaś odmienną opinią podzielił się Alonso.
15.05.2518:59
Maciej Wróbel
135wyświetlenia
Embed from Getty Images

Oliver Bearman postanowił skrytykować Alpine za niezwykle surowe potraktowanie Jacka Doohana.

Poniekąd zgodnie z doniesieniami jeszcze sprzed kilku miesięcy, Jack Doohan został przez Alpine zdegradowany do roli rezerwowego kierowcy po zaledwie sześciu rundach sezonu 2025. Miejsce Australijczyka zajmie pozyskany przed tym sezonem z Williamsa Franco Colapinto.

Colapinto zaliczył w barwach stajni z Grove dziewięć startów w końcówce sezonu 2024, kiedy to zastąpił Logana Sargeanta. W tym okresie Argentyńczyk wywarł spore wrażenie na obserwatorach, zdobywając pięć punktów niemal dorzucając przy tym jeszcze jedno oczko za najszybsze kółko w Grand Prix Stanów Zjednoczonych, co ostatecznie uniemożliwił mu Esteban Ocon.

Od momentu przyjścia Colapinto do Alpine nie ustawały plotki na temat niepewnej przyszłości Doohana i ostatecznie te okazały się prawdą. Decyzja stajni z Enstone, choć w pewnym stopniu spodziewana, wywołała jednak sporo emocji, a przed weekendem w Emilii-Romanii Oliver Bearman postanowił skrytykować decyzję o tak szybkiej degradacji Doohana.

Uważam, że bardzo trudno jest funkcjonować w sytuacji, gdy od pierwszego wyścigu masz nad sobą taką presję - powiedział Bearman w rozmowie z mediami przed zbliżającym się weekendem wyścigowym. W dalszej części wypowiedzi kierowca Haasa zwrócił uwagę na to, że do tej pory tegoroczni debiutanci musieli ścigać się - w większości przypadków - na nieznanych sobie torach.

Mogę sobie tylko wyobrazić, jak okropne to uczucie i uważam, że potraktowano go bardzo niesprawiedliwie. Patrząc z mojej perspektywy, także będąc debiutantem, wiem, że pierwszy kwartał sezonu to trudny okres. Ścigaliśmy się na czterech z sześciu torów, których nigdy wcześniej nie znałem.

Mieliśmy też dwa weekendy sprinterskie, które dla debiutantów są jeszcze trudniejsze. A zanim Doohan zdążył dotrzeć do europejskiej części sezonu, na znane sobie tory, już został wyrzucony z samochodu. Tak, jest to zatem w mojej opinii niezwykle surowa decyzja.

Nie da się ukryć, że samochody z czołówki stawki są łatwiejsze w prowadzeniu. Mają stabilniejszą platformę aerodynamiczną, więc łatwiej w nich uniknąć błędów. Sam zauważam po sobie, że mimo większego doświadczenia, teraz częściej popełniam błędy niż w zeszłym roku w jednym wyścigu… To naprawdę duża presja.

Uważam, że ten trend wyrzucania ludzi z bolidów tak szybko to przesada. Szczególnie w przypadku debiutanta, który ma mało doświadczenia. Jak na sześć wyścigów to naprawdę sporo wymagań. Takie jest moje zdanie - dodał Brytyjczyk.

Ze słowami Bearmana zgadza się inny tegoroczny debiutant, Isack Hadjar. Nawet przed sezonem coś już tu śmierdziało, bo widać było, że Jack wchodził w ten sezon z ogromną presją - powiedział kierowca Racing Bulls.

To nigdy nie jest dobre środowisko do pracy i wydaje się to mocno niesprawiedliwe, bo w tych sześciu wyścigach nie miał zbyt wielu okazji, by coś pokazać, a przecież nie zasiadał też w jakimś kosmicznie szybkim samochodzie…

Zupełnie inaczej do kwestii presji, z jaką mierzą się debiutanci, podchodzi zaś Fernando Alonso. Dwukrotny mistrz świata postanowił się podzielić swoimi wspomnieniami sprzed 24 lat, gdy szykował się do debiutu w F1 z Minardi. Nie sądzę, żeby na debiutantach ciążyła dziś jakaś szczególnie wielka presja - stwierdził 43-latek.

Obecnie mają przecież bardzo dobre przygotowanie. Mają Formułę 3, Formułę 2, znają wszystkie tory, pracują w symulatorze, mają programy testowania starszych bolidów. Trafiają do Formuły 1 bardzo dobrze przygotowani.

Kiedy ja debiutowałem w 2001 roku, dopasowywałem fotel w Minardi tydzień przed sezonem, bo zespół był wtedy praktycznie bankrutem i nie wiedzieliśmy, czy w ogóle pojedziemy do Melbourne. Dopiero gdy Paul Stoddart kupił zespół, w poniedziałek rano wsiedliśmy w samolot do Australii. Tak więc presja w tamtych czasach była trochę inna - dodał Hiszpan.